Po wieczornej jezdzie znad Niagary w strugach deszczu zaparkowalismy naszego zelaznego rumaka VW gdzies nad zatoczka, niedaleko slynnej wiezy CN Tower (to ta iglica na pocztowkach ;-)) Ranek troche mokry, ale przynajmniej sen niezmacony pukaniem policji. Po porannych stalych punktach programu wpadlismy z impetem do Toronto Reference Library (najwiekszej okolicznej swiatyni wiedzy :-))- w koncu mamy niczym nieskrepowany dostep do internetu (dotychczas wysylalismy e-maile z telefonu). Czas zaczac nasza przygode z P.E.Strzeleckim i poszukiwania naukowe na powaznie :-) Jesli chodzi o wczorajszy dzien nad wodospadami… Niagara od strony kanadyjskiej robi duze wrazenie, ale bylismy totalnie zaskoczeni cala infrastruktura wokol tego miejsca. Mielismy takie wrazenie, ze sam wodospad znajduje sie w zupelnie innych okolicznosciach przyrody – w parku narodowym albo przynajmniej gdzies dalej od cywilizacji. A tu guzik! Woda leje sie miedzy drapaczami Kanady a niesmialymi budynkami po stronie amerykanskiej. Na dodatek z parkingu przechodzilismy niezliczona ilosc razy ulica tzw. Rozrywki (mega hamburgery w rekach Frankensteina na dachu Burger Kinga, walacy sie budynek z King Kongiem, gabinet figur woskowych niejakiego Louisa Tussaud’a z… papiezem Janem Pawlem na wejsciu zaraz obok Britney Spears i Paris Hilton.. Na ulicy wszystko miga, mruga i gada – hmm, na pierwszy rzut oka w pewien sposob ten kicz moze wzbudzic fascynacje. Ale wazniejsze jest to, ze poplynelismy na rejsik obok wodospadow. Wrazenia? Fajnie! Mokro acz przyjemnie. Wszystko sie kotluje, bryza smaga twarze, a w sloncu widac tecze. Naprawde ladnie. To w dzien, a w nocy – dokladnie o 20.30 – Kanadyjczycy podswietlaja cala Niagare (Amerykanom tez, bo u nich infrastruktura jest o wiele gorsza). Feeria zmieniajacych sie barw (bez muzyki – wiec nie jest to taki prawdziwy pokaz „Swiatlo i Dzwiek”) i znowu wielu ludzi probujacych uchwycic to na kliszy. Ok, czas zabrac sie za szperanie w przepastnej bibliotece – wieczorem wyjazd do Ottawy przez Muskoka Falls.