Wczorajszy dzień upłynął pod wielkim znakiem zapytania jeśli chodzi o naszą podróż do Kanady. Po pierwsze w Polsce niestety nie udało nam się załatwić wizy z powodu braku czasu przed wyjazdem. A po drugie okazało się, że samochod przyjaciela nie ma przedłużonej rejestracji. Niby oczywista rzecz ale czasem właśnie one umykają. W takiej sytuacji, zaskoczeni niemiłosiernie, próbowaliśmy rozeznać się jak wygląda sprawa z autobusem lini Greyhound albo Peter Pan (oba po $78 z NYC pod Niagarę) ale wtedy zabrałoby to o wiele wiecej czasu i przede wszystkim nie zobaczylibyśmy tylu ciekawych rzeczy. Najpierw chodziliśmy po Manhattanie z plecakami (18kg każdy), później próbowaliśmy załatwić wizę kanadyjską ale okazało się, że ambasada już zamknięta (tylko do 10.30). Koniec końców wczoraj wieczorem nasz przyjaciel w cudowny sposób zdołał od ręki przedłużyć dokument wozu (a miało to trwać 10 dni!) a dziś rano (właśnie przed chwilą) załatwiliśmy wizę! A wyglądało na to, że będzie krucho bo nie mieliśmy żadnych ważnych dokumentów z Polski :) uf! Złe dobrego początki :) Żeby było lepiej Mońcia po zjedzeniu amerykańskiego fast fooda zupełnie się zaczopowała.. i nie piszę tu o wypełnieniu żołądka :) Jest fajnie i za chwilę wyruszamy w kierunku Kanady! Hura.