Wlasnie siedzimy w najwiekszej okolicznej le Grande Bibliotheque i szperamy po jej zasobach. Chwilke wczesniej bylismy w glownym archiwum Montrealu, ale bylo zamkniete. Jak dowiedzielismy sie w bibliotece, jest jeszcze drugie archiwum poswiecone li tylko sprawom genealogicznym, wiec moze tam bedziemy mieli wiecej szczescia – w koncu przed wyjazdem z Polski wyczytalismy w literaturze, ze gdzie jak gdzie ale to wlasnie w glownym archiwum stanu Quebec w Montrealu sa jakies dane poswiecone Strzeleckiemu. Nie wiadomo tylko, czy przypadkiem nie przeslano ich juz dawno do Londynu (tego w Anglii; bo jest tez w Kanadzie :-)) Sprawdzimy to za kilka chwil.
Jak do tej pory droga uplywa nam dosyc szybko, a to dlatego, ze musimy na czas oddac samochod naszemu przyjacielowi. Pogoda tez troche nie dopisuje (dzis np. pada), ale mozna powiedziec, ze jest w kratke – cale szczescie, ze ladnie bylo w parku narodowym :-)
Jesli chodzi o takie ogolne impresje z Kanady, to im bardziej na wschod (liczac od Niagary) tym bardziej wszystko francuskie. Dobrze to i zle. Zle, bo o ile w Toronto i Ottawie wszystko bylo pisane w dwoch jezykach (ang i fr), wiec prosto bylo sie poruszac, o tyle w Montrealu jakby zapomnieli, ze tu zyja tez ludzie, ktorzy francuskiego nie rozumieja ni w zab. Nie mowiac juz o turystach czy podroznikach – znakomita wiekszosc wszystkiego jest po francusku, nawet znaki STOP ustapily miejsca znakom ARRET, nie wspominajac nawet o zniknieciu „Street” i „Avenue” a pojawieniu sie „Rue” i „Boulevard”. Ale to tylko kropelka dziegciu w beczce miodu, bo do tej swoistej „kanadyjskosci” (takiego delikatnego powiewu amerykanskosci, przepychu i przesady) zostala dodana dosc duza garsc francuskiego romantyzmu i skromnosci. Bardzo przyjemnie posluchac rano francuskich piosenek, zjesc w moteliku cieplego croisanta i ogolnie poczuc sie europejsko – Je taime Canada :-)
Czas zbierac sie do archiwum genealogicznego i w koncu odniesc na tym polu jakis sukces. Jeszcze dzis (lub jutro przed poludniem) czeka na nas Quebec – ponoc bardzo ladne miasteczko.
PS. mozemy powiedziec, ze mielismy wczoraj szczescie. Akurat jak przyjechlismy do Montrealu, chwilke wczesniej zawalil sie wiadukt de la Concorde w pobliskim Laval. Niestety zginelo 5 osob. Dzienniki telewizyjne az huczaly od tej informacji. Sam nie wiem jak to sie moglo stac – wygladalo niesamowicie, po prostu polowa wiaduktu runela z samochodami i na samochody pod spodem. Brrr.