Jak wspominałem wczesniej jedna z przesiadek była w St Louis. Niestety na kolejny autobus mieliśmy czekać 5 godzin (od 21 do 2 w nocy). Nie zmartwiliśmy się zbytnio, bo w ten sposób chcieliśmy przy okazji zwiedzić okolicę. Akurat… Jeszcze przed dojechaniem na miejsce nasz kierowca, bardzo śmieszny facet, ostrzegł wszystkich, że to bardzo niebezpieczna dzielnica i nikomu nie radzi wałęsać się nawet przed budynkiem. Faktycznie na dworcu i przed nim chodziło kilku strażników, którzy co pewien czas sprawdzali bilety. W przypadku ich braku, „wypad z baru”. Spędziliśmy więc te kilka godzin w poczuciu bezpieczeństwa graniczącym z tym jakie panuje w więzieniu. Od razu przypomniałem sobie wszystkie amerykańskie filmy, w ktorych tematem przewodnim były uliczne strzelaniny. Przeczytałem kiedyś na jednym z forów dyskusyjnych poświęconych podróżowaniu autobusem, że przystanki Greyhounda znajdują się często w miejscach przypominających strefę wojny. Coś w tym jest.

DSC00223.JPG