Przedwczoraj wrocilismy do Nowego Jorku. Przez ten caly czas przejechalismy trasa z Montrealu do Quebec (CUDOWNE miasto o francuskim charakterze; piekna zabudowa, ladne widoki i uroczy klimat; bylismy tu w Archiwum ale mimo pomocy przemilej i uczynnej pani niewiele sie dowiedzielismy – pojawilo sie kilka niejasnosci i niezgodnosci tego co pani miala w komputerze z tym co w rzeczywistosci, wiec bedziemy to musieli pozniej wyjasnic. Moze cos z tego wyjdzie!). Nastepnie po noclegu przed granica w towarzystwie wielkich ciezarowek (chyba tylko dla nich to przejscie) przekroczylismy ja szczegolowo wypytywani przez celnika (nawet o to co robi nasz przyjaciel i skad sie znamy) i wjechalismy do Maine. Widoki oczywiscie podobne jak w Kanadzie – wszedzie zlote, miedziane, patynowe i pokryte zolcia drzewa – niestety losia nadal brak. Przejechalismy tak droga do Augusta a dalej skrecilismy na zachod nad jezioro Champlain (maly powrot pod Montreal), ktoredy podrozowal Strzelecki. Przez jezioro przeprawilismy sie promem i pojechalismy dalej na poludnie obok kolejnego jeziora odwiedzonego przez Pawla Edmunda – Saratoga (mala, spokojna miescinka).

Kolejnym etapem podrozy bylo odwiedzenie Albany, w ktorym poczulismy sie, tak jak wyobrazam sobie Bronx czy Harlem w NY (choc nie bylismy pieszo – samochodem w Bronxie po ciemku owszem, ale nie w najgorszych rejonach). Pelno typkow spod ciemnej gwiazdy – mimo, ze nikt nas nie zaczepial to samo wrazenie bylo dosyc ciekawe. Z Albany ucieklismy po paru chwilach i pojechalismy do Bostonu – miasta wielkosci Nowego Jorku, przynajmniej z perspektywy samochodu. W Bostonie chcielismy sie przespac na parkingu nad stawem ale przyjechal jakis „starszy pan”, zaczal swiecic latarka po oczach i pytac czy u nas wszystko ok. Jak moze byc ok, kiedy ktos do was podjezdza nieoznakowanym samochodem, w cywilnym ubraniu i swieci latarka po oczach. Kiedy go spytalem „a pan to kto?”, zaswiecil mi ta swoja lola na przypieta do paska odznake.. stanowej policji… Mamy do nich szczescie :-) Generalnie byl mily i podpowiedzial nam, gdzie lepiej spac, bo on tu wlasnie jest z powodu wczorajszej nocnej bijatyki. Skorzystalismy z rady.

W Bostonie na drugi dzien, przeszlismy trasa wyzwolenczo-batalistyczno-historyczno-narodowa – dosyc ciekawie rozwiazana bo idzie sie wzdluz wymalowanej na chodniku czerwonej krechy. Szczegolnie interesujaca jest czesc portowa (dokowa), gdzie zachowaly sie domki o charakterze minionej epoki XVIII wieku. Prawdopodobnie Strzelecki przechadzal sie takze tutaj. Conajmniej.

Z Bostonu pojechalismy obok Cape Cod (wspaniala natura) do Newport – miasteczka, w ktorym jakies 100+ lat temu smietanka towarzyska urzadzila sobie kurort i gdzie pobudowala sobie rezydencje jakich nie powstydzilby sie pewnie sam Hearst (wlasciciel wiekszosci gazet w USA). Niestety wiekszosc z nich musieli odsprzedac jakims fundacjom czy komus innemu, bo samo utrzymanie ich teraz bardzo duzo kosztuje.

Po zwiedzeniu kilku rezydencji (najlepsze to Marble House i The Breakers) i przejsciu Cliff Walk przenocowalismy w Newport, zeby na drugi dzien poogladac bardzo malownicze budynki i portowe okolice przy Thames St. gdyby nie turysci byloby prawie jak za dawnych pirackich czasow.

Nastepnie z Newport chcielismy szybko smignac ostatecznie juz do przyjaciela w New Jersey (250km) ale przez napotkany korek w godzinach szczytu (1,5h jechalismy z predkoscia 10-20km/h) przybylismy pod dom po… 6 godzinach! No to bylo dla nas niezapomniane wrazenie… w pewnym momencie zaczelismy w samochodzie grac w lapki – europejska psychika z wielkim trudem znosi takie korki.

Wczoraj, za to, w ramach odprezenia po podrozy bylismy w najwiekszym okolicznym lunaparku Six Flags (http://www.sixflags.com/) – to bylo dopiero cos! Zaliczylismy wszystkie rollercoastery, lacznie z Supermanem, Nitro i The Batman Ride. N I E S A M O W I T E! Tak nami potrzasalo, wywijalo i skrecalo jakby zamknac sie w jakims balonie i splynac rwaca rzeka. To trzeba przezyc!

Dzis za to, zeby bylo i cos dla ducha idziemy na jedna ze sztuk na Broadway’u. Na pewno bedzie pysznie.

W dalsza droge, na zachodnie wybrzeze, wyruszamy jutro lub pojutrze. Zostalo nam jeszcze kilka rzeczy do odwiedzenia w Nowym Jorku. Jesli pisze troche chaotycznie, to przepraszam, ale wczorajsze emocje sa jeszcze we mnie :-)

DSC00212.JPG

DSC00211.JPG