Tym razem nie przygotowywalismy sie dlugo i skrupulatnie do wyprawy, pomijajac oczywiscie nauke jezyka hiszpanskiego, niezbedne szczepienia i inspiracje czerpane z ksiazek. Postawilismy na spontanicznosc, zbiegi okolicznosci (czyli „znaki”), spotkanych ludzi na trasie podrozy oraz intuicje. Zadnych wiekszych planow i zadnych granic. Niech sie Przygoda toczy, raz saczy powoli jak latynoska sjesta, a innym razem porywa w rytm poludniowoamerykanskiego tanca. Po raz pierwszy bedziemy zdani na lokalne srodki transportu (autokary, pociagi, ciezarowki z siedzeniem na pace), podroz z towarzyszami-autochtonami i wloczege z plecakiem (ale nie jest zle, bo moj ekwipunek wazy zaledwie 12 kg – spakowalam sie minimalistycznie, jak nigdy dotad), mniej lub bardziej bezpieczne rejony i przede wszystkim – narazenie na kontakt z cala armia roznego rodzaju robakow, moskitow, muszek, pajakow, ktore to stworzenia czyhaja tylko na dobry kasek, a moja krew jest niestety naprawde slodka…Moge wiec spodziewac sie niezlego ataku. Zaopatrzeni jestesmy w Mugge – zobaczymy jak sprawdzi sie ten srodek anti……..Przed wyprawa do Ameryki Poludniowej (Ekwador, Peru, Boliwia, Chile), czekaja nas 2 dni w Nowym Jorku i 10 dni blogiego miodowego leniuchowania w Ameryce Lacinskiej – w Kostaryce. Wspaniala to dla nas niespodzianka, mozna rzec niemalze, ze wygralismy los na loterii. W ten sposob bowiem nasza podroz poslubna bedzie zawierala w sobie nutke slodkiego wypoczynklu wsrod palm, zlotego piasku, drinkow, sportow wodnych, a wszystko to skapane w promieniach slonca i falach Morza Karaibskiego oraz Oceanu Spokojnego…Ale tez nute (przewazajaca!) mrozacej krew w zylach Przygody w krajach Ameryki Poludniowej, dajacej nam niezapomniane przezycia, troche adrenaliny, Tajemnicy i Radosci/Obawy przed Nieznanym. Nic tylko poddac sie nurtowi przygody…