Od ranca sniadanie na tarasie hoteliku z widokiem na panorame miasta. Dzis w planach zwiedzenie wszystkiego, czego nie zdazylismy zrobic wczoraj. W sztuce sakralnej widac przenikanie sie sztuki hiszpanskiej z indianska. I tak charakterystyczne jest np. przedstawianie Trojcy Swietej jako trzech jednakowych osob – Chrystusow, ktorzy roznia sie tylko tym, ze jedem ma tiare i „jablko”, drugi (po prawicy Ojca)- berlo, a trzeci (w srodku) trzyma w rekach korone. Takie obrazowanie z czasem uznane zostalo za heretyckie i stad mamy bardziej hiszpanski wizerunek Boga-Ojca jako starca, a Ducha Swietego jako golebicy. Poza tym Bog utozsamiany jest ze Sloncem (najwyzszy bog w kulturze inkaskiej) a Jezus z wladca Inka (tym, ktory akurat w danej chwili panowal). Dla nas szokujacym przedstawieniem moze byc Matka Boska z piersia „na wierzchu”, z ktorej… tryska mleko wprost do ust jednego ze Swietych.
W kazdym z kosciolow jest cos naprawde godnego uwagi – w tym na placu San Blas jest niesamowita, rzezbiona przez 4 lata kazalnica, na szczycie ktorej lezy czaszka – jak sie wierzy – artysty.
Po kosciolach przyszedl czas na, jak ja to mowie, „skorupy”. Monia nadal lubi ogladac ceramike roznych kultur, a dla mnie to juz tylko kolejne skorupy. Bardziej lubie ruiny, gdzie moge poczuc i wyobrazic sobie jak toczylo sie wtedy zycie, jak przechadzali sie tedy Inkowie.. a ceramika? Widzielismy to juz w Nazca i kilku innych miejscach wczesniej – ja juz powoli nie mam sily :-)
Ostatnim punktem dzisiejszego dnia byl pomnik jednego z wladcow Inkow – Pachaquteca. Wielki pomnik stoi na wielkiej, kamiennej wiezy, w ktorej mozna przesledzic zywoty i wyobrazone wizerunki wszystkich inkaskich wladcow.
Na obiad, w jednej z knajpek, zamowilismy „menu dnia”, w sklad ktorego wchodzil znany juz wam drink „pisco”. Rozbawilo nas do lez, kiedy przed Monia wyladowalo „mikro pisco” – 1/3 objetosci otrzymywanych w innych knajpkach. No ale dostaje sie to za co sie placi, nieprawdaz? :-)))
Dzis jeszcze jeden nocleg w hotelu Del Inca. A jutro na targ w Pisac!