Dzisiaj nasze wspolne, ostatnie sniadanie. Po sniadaniu wszystkim podziekowalismy za ten swietny czas spedzony razem – z plecaka wygrzebalismy kilka buteleczek w rozmiarze podroznym roznych rozgrzewajacych trunkow: a to Smirnoff, a to Chivas Regal, a to Bacardi czy winko dla Pani Zosi. Czekalismy z tym na specjalna okazje i prosze, jak znalazl. Dobra strona jest tez to, ze ulzylo mi w plecaku :-D

Zabralismy sie razem jeszcze samochodem do miasteczka Juliaca, ktore lezy „na rozwidleniu” drog do Cusco i Puno. Po drodze robilismy kilka przystankow, m.in. przy lodowcu, ktorego „jezyczek” siegal prawie ulicy – tu podparlem sie po zachwianiu na trwie, ktora… wbila mi sie w palce! A tak niewinnie wygladala. Ksiadz Ryszard ostrzegl mnie, zebym wszystko dokladnie usunal, bo jemu ta trawa kiedys w rece rosla i musial miec wypalana :-) Polanie wodka tez pomoglo. Monia tez wywinela orla, ale obylo sie na malym zadrapaniu reki (druga porcja wodki poszla w ruch :-)). W Juliace nasi znajomi pojechali w strone Puno (jez. Titicaca), a my wsiedlismy w autobus do Cusco. Kolejne 6 godzin. Do Puno podazymy po odwiedzinach Machu Picchu. W autobusie fajnie gdyby nie to, ze… okna sie nie otwieraly i babce z tylu wylala sie woda i zebrala sie pod moim siedzeniem (mokry plecak), ale ogolnie dosc dobrze. Przez te wspolnych kilka dni juz zapomnielismy jak to bylo jezdzic autobusami – czlowiek szybko przyzwyczaja sie do wygody :-)

Wieczorkiem dotarlismy do „Pepka Swiata” (w keczua: Q´ousq – zreszta, roznie to pisza) i od razu rzucil sie w oczy tlum turystow i bardziej cywilizowane oblicze miasta. Taksowka podjechalismy do proponowanego przez Monike Przybylska z Limy hoteliku i tu szok! Hotel kosztowal $40 za noc! Nie soli, DOLAROW! O, nie nie nie… szukamy kolejnego, mimo, ze recepcjonista mowi nam, ze „wszystko jest full”. Ostatecznie ladujemy w Hostal Del Inka ($28/2os) – calkiem calkiem, ale nadal drogo. No co zrobic, jest wieczor a spac sie chce :-) Generalnie w Cusco jest drozej niz gdzie indziej, taka cena hotelu nie jest czyms wyjatkowym. Wejscia do kosciolow czy muzeow i na place archeologiczne tez drogawe – warto miec jakas legitymacje studencjka (np. ISIC czy inna gdzie jest napisane „student”). Dobry rydz niz nic, pozniej poszukamy czegos bardziej „ekonomicznego” :-)

Jutro zamawiamy bilety na Machu Picchu – wiemy, ze nie jest z tym latwo z dnia na dzien, ale nie spedza nam to snu z powiek :-)