Pobudka o… 4:30! Jest ciemno, zimno i oko-piaskowo, masakra. Na peron wpadamy w zasadzie na czas. Stoja dwa pociagi – jeden nasz (vistadome, $113 w obie strony na 1 os.) i drugi troche tanszy, backpacker. Ten pierwszy wybralismy kierujac sie opisem na stronie przewoznika (perurail.com). Naoczna roznica polega na tym, ze vistadome jest wyzszy, ma okna tam gdzie dach przechodzi w sciane, podaja sniadanie i napoje oraz jedzie sie tak jak w samolocie (siedzenia w jedna strone – sa dwa vistadome, o 6.00 jest jak w samolocie, o 6.15 jedzie sie twarzami do siebie). Backpacker jest tanszy ($73 w obie strony na 1 os.), cos jak nasze pociagi, ma mniejsze okna, brak tych w dachu i sniadania. Generalnie, mozna smialo wybrac backpackera bo i tak widoki jakie zobaczy sie na Machu Picchu sa o wieeeeeeele lepsze niz te z w czasie podrozy i na zdjecia i tak nie ma ani czasu ani warunkow – no chyba, ze takie tam przez okno. Nie warto przeplacac, chociaz z drugiej strony mozna wybrac sobie jazde orient-expressem Hiram Bingham (odkrywca Machu Picchu) za jedyne $547 :-) No ale nic, wybralismy „viste” i bylo swietnie. Jazda trwa 3.45 – najpierw zygzakami pod gore, zeby wyjechac z miasta, a pozniej dolina, wzdluz rzeki Urubamba, ktora wpada do Amazonki. Droga uplynela nam dobrze.
Po wyjsciu z dworca w Aguas Calientes wchodzi sie od razu – nie ma innej mozliwosci – na targ… no bo jakzeby inaczej :-) Zewszad slychac nudne juz zachecania do kupna czegokolwiek oraz przymilne „hostal, hostal?”. Przechodzimy przez rzeczke przecinajaca miasteczko na dwoje i szukamy hosteliku. Trafia nam sie jeden z tanszych przy ryneczku glownym (40 soli za nocleg – inne dochodza nawet do 40 DOLAROW!). Nie moglismy miec wiekszego szczescia, pokoik jest schludny i co najwazniejsze JASNY, a w lazience cisnienie goracej wody jest jak z weza strazackiego, to unikalna sprawa :-)
Po znalezieniu noclegu robimy maly rekonesans, trafiamy menu del dia za 15 soli (nie najtaniej, ale smacznie) i kupujemy bilety wejsciowe na Machu (MP) – normalne za 120 soli, ze znizka 60 soli za osobe. Ok, jestesmy gotowi :-)
Dzis odpoczywamy w miasteczku popijajac drinki :-P, jutro od ranca idziemy na Machu, a pojutrze rano wracamy do Cusco przez Ollantaytambo, gdzie sa kolejne ruiny… Byly „skorupy”, teraz czas na „kamloty” :-)))))