Wczoraj wieczorem Roma z Kacprem zabrali nas na scianke wspinaczkwa (najwiekszą w Sydney!). Norbi zalapal bakcyla (tego sie po nim spodziewalam…) Jak na pierwszy raz wspaniale mu poszlo :))) Ja niestety musialam powstrzymac swoja zadze zasmakowania czegos nowego (zwlaszcza, ze tyle juz razy mielismy sprobowac wspinaczki..), bo tego typu sportow nie moge jeszcze po porodzie uprawiac (pozostaje mi plywanie, jogging, rower i joga…). Scianka w Sydney jest naprawde imponujaca! Ogromna przestrzen do wspinania, fajna spolecznosc i sympatyczny ogolny klimat. Norbi juz przeglada ksiazki o wspinaczce… Tak wiec Michal z Ola (zaawansowani wspiancze!) szykujcie sie na jakis wspolny wakacyjny weekendzik na Jurze Krakowsko-Czestochowskiej :)

 

nos_3440_11.jpg
nos_34091.jpg

 

nos_34271.jpg nos_34181.jpg

Za namową Romy i Kacpra spedzilismy jeszcze jeden dzien w Sydney. Miło sie u nich mieszka i spedza czas :))) Tym bardziej, ze pogoda nie jest za ciekawa (deszczowo i wietrznie, ale pomimo tego cieplo)…  Jutro juz na pewno stad zmykamy – na północ od Sydney. Gdyby Minia nie byla tak malutka, to pewnie polecielibysmy na Bali (z Sydney bilet tam i z powrotem kosztuje 500 A$/os.), a zycie na tej wyspie jest naprawde tanie. Ciekawe miejsce na bardzo egzotyczne wakacje (widzielismy zdjecia – tam jest niesamowicie!). Moze zatrzymamy sie tam nastepnym razem przy okazji wyprawy na Nowa Zelandie :) Teraz zamierzamy czas spedzic glownie w okolicach Gold Coast – raju dla surferów i pozwiedzac parki narodowe na wschodnim wybrzezu. Z Roma i Kacprem spotykamy sie 3-4 maja w miejscowosci Manila, gdzie bedziemy latac na PARALOTNI!!! Oczywiscie zakladajac, ze pogoda nam dopisze.

Tymczasem!