Wczoraj przejechałyśmy 56 km, lądując naprawdę późnym (i deszczowym) wieczorem w Rogowie. Rano schodzę na śniadanie i co się okazuje… Pan Grzegorz – właściciel ośrodka „Wiktoria” – łapie się za głowę i mówi, że z Pogorzelicy do Rogowa nadrobiłyśmy aż 13 km jadąc R10 przez Trzebiatów (drogami wojewódzkimi nr 102 i 109). Podobno miesiąc temu została oddana do użytku nowa ścieżka rowerowa z Pogorzelicy do Mrzeżyna biegnąca blisko wybrzeża. Informacja o tym, że ta droga jest już otwarta dla rowerzystów nie jest jeszcze tak rozpowszechniona. Przez Pogorzelicę przemknęłyśmy lotem błyskawicy, stąd łatwo było mi to przeoczyć. No cóż, przeżyłyśmy za to pełne fantazji chwile „na budowie” ;-) Nie wiem, w jaki sposób jestem skonstruowana, ale w każdym zdarzeniu znajdę coś pozytywnego…
Schodzimy na śniadanie rozglądając się gdzie nas tym razem rzucił los. Ośrodek „Wiktoria” (http://www.wiktoria-rogowo.pl) położony jest na mierzei między morzem a jeziorem Resko Przymorskie. Spokojna okolica, otoczenie lasu sosnowego, plac zabaw dla dzieciaków, z okien miły widoczek na jezioro. Można rozbić tu namiot, rozpalić grill lub ognisko, a nawet wykąpać się w malutkim basenie i urządzić weselisko. Wiele szkół organizuje tu obozy czy warsztaty (akurat trafiam na kurs jogi), bo zaciszny teren sprzyja relaksacji. Szkoda, że nie zostajemy tu dłużej, bo wieczorem ośrodek organizuje otwartą dla wszystkich tradycyjną piątkową imprezę grillową z udziałem orkiestry. Na takich posiadówkach zawsze można się czegoś ciekawego dowiedzieć… W zasadzie nie wiem co też mnie przygnało do tego Rogowa – na pierwszy rzut oka nic tu nie ma, a jednak… Po smacznym śniadaniu w „Wiktorii” zostawiam sakwy w pokoju i wyruszam z Jaśminką odkrywać tajemnice tej nadmorskiej „dziury”. Zaczynam drążyć temat, wypytywać miejscowych i turystów, dlaczego akurat tutaj żyją bądź przyjeżdżają na wakacje. Z każdą chwilą ta mieścinka,
oddalona o 3 km od Mrzeżyna, zaczyna mnie coraz bardziej ekscytować. Po pierwsze – jest tu naprawdę czysta, szeroka, niezaludniona plaża. Jedna z piękniejszych na wybrzeżu – na tyle, że jestem pod jej wrażeniem. W sąsiedztwie znajduje się jezioro Resko Przymorskie – raj dla wędkarzy i miłośników sportów wodnych. Podobno wieje tutaj lepiej niż na Helu. W pobliżu wybrzeża napotykam na oryginalne, doskonale odremontowane domy oficerskie z lat 20.-tych. Wow! Nie do wiary, w takim miejscu spotykam piękne historyczne rezydencje. Rogowo ma bardzo interesującą historię militarną. Przed II wojną światową stacjonowała tu niemiecka jednostka przeciwlotnicza, a przy jeziorze funkcjonowało lotnisko dla wodnopłatów. Ciekawostką jest to, że Niemcy specjalnie zimą podgrzewali jezioro, żeby hydroplany mogły na nim lądować. Od jednego z turystów (pasjonatów Rogowa) dowiaduję się, że w jeziorze leży zatopiony samolot, na pokładzie którego zginęło ok. 80 dzieci niemieckich. Obecnie podejmowane są próby jego wydobycia (jest zgoda Niemców), wszystko teraz zależy od tego, czy znajdą się środki na ten cel. Na terenie ośrodka Delfin, blisko plaży wchodzę do rzekomej kwatery Hermanna Goringa (zachowała się w niej jedynie
oryginalna lampa z orłami i kominek). Jednak trafi tu tylko ten, kto wie, że takie miejsce jest w Rogowie (oficjalnie nie ma na ten temat żadnej informacji). Teraz mieści się w niej kawiarnia. Trafiamy też z Małą na teren Fortu Rogowo, gdzie mieszczą się hangary na wojskowe samoloty oraz Muzeum Lotnictwa. Fascynujące jest to, że teren tej miejscowości jeszcze do 1998 roku był zamknięty dla cywilów. Był nawet czas, że Rogowa nie było nawet na mapie! To była jedna z największych bałtyckich baz wojskowych. Od lat 50.-tych do prawie końca 90.-tych znajdowała się tu jednostka woskowa Wojska Polskiego. Być może dlatego plaża jest jeszcze tak czysta, bo zaledwie od 14 lat przyjeżdżają tu turyści. To miejsce ma w sobie szczególny klimat, który ja osobiście „kupuję”. To jedno z moich nadmorskich odkryć…
Po południu ruszamy dalej niedawno udostępnioną nową ścieżką rowerową do Dźwirzyna. Biegnie ona w pobliżu wybrzeża, głównie przez las, między Bałtykiem a malowniczym Jeziorem Resko (zatrzymujemy się nad nim, żeby podziwiać kormorany). W Dźwirzynie mijamy kanał, który łączy jezioro z morzem. Akurat w blasku promieni słońca w rejs wyrusza stateczek wycieczkowy. A my lądujemy w smażalni ryb. Eh, nie dość, że drogo, to i świeżość ryby znikoma… Nietrafiona knajpka. Dalej suniemy lasami wzdłuż Morza Bałtyckiego przez byłe tereny wojskowe wspaniałą asfaltową ścieżką do Kołobrzegu, która kończy się w zabytkowym parku im. Jedności Narodowej.
Przebijamy się przez miasto w kierunku latarni morskiej. To już będzie trzecia zdobyta przez Jaśminkę latarnia :-) Podziwiamy statki w porcie, piękną plażę i tętniącą życiem promenadę. Schodzi zadowolona dzierżąc w dłoni kolejny certyfikat ;-) Na pożegnanie puszczamy z kołobrzeskiego mola symboliczny lampion z dobrymi życzeniami… Frunie wysoko do nieba, a Jaśminka aż piszczy z radości. Z przyjemnością zostałybyśmy dłużej w Kołobrzegu, ale musimy ruszać dalej. Nocleg mamy zaplanowany w Sianożętach. Prujemy 24 km/h fantastyczną autostradą rowerową, bo zmierzch już zapada. Ścieżka biegnie tuż obok morza, szkoda, że już się ściemnia. W dzień musi być naprawdę spektakularnie. Obiecuję sobie, że jutro tu wrócę, bo zapowiadają się bajeczne widoki.
Docieramy do Sianożęt, a na noc wybieramy Ośrodek Wczasowy „Wrzos” (http://osrodekwrzos.pl/). Już na pierwszy rzut oka widzę, że Małej będzie tu dobrze – mnóstwo placyków zabaw, bardzo duży obszar, basen, małe domki w sadzie jabłkowym (to mnie urzekło), a większe – bardziej luksusowe – wśród pięknych sosen. Dla dzieci Klub Podróżnika (wakacyjne przedszkole), sala do zabaw w morskim klimacie, animacje. Dla dorosłych korty tenisowe, siatkówka, boisko do koszykówki, salon urody, masaże, aerobik, pilates itp. A to wszystko ulokowane tuż przy morzu. Od tego sezonu 2012 ośrodek Wrzos połączył się z sąsiadującym Nadmorskim Rajem – teraz to podobno
jeden z największych kompleksów wypoczynkowych nad Bałtykiem. Może uda nam się jutro spędzić tu miły czas do południa, żeby Jaśminka miała trochę atrakcji.