Po śniadaniu we „Wrzosie” czas dla Małej na zabawę. Ma się to szczęście – jeszcze przed wyruszeniem w trasę przyjeżdża do ośrodka Mini-Cyrk „SZOK”. Jaśmina jest w absolutnym szoku, gdy klaun chce ją zaciągnąć na środek do swoich sztuczek. Zwiewa. Natomiast – ku mojemu zaskoczeniu – zgłasza się na ochotnika do potrzymania węża boa. No tak, w tym to ma wprawę. Obejmowała już gibona, przyglądała się z bliska młodziutkiemu krokodylowi, głaskała kangura, a węży nie jeden raz dotykała. Stąd z zawadiacką miną chwyta gada w asyście czterech innych małych chojraków ;-) Na koniec mówi mi, że najlepszy nie był numer z kobietą-gumą, szczudlarzem,
akrobatą, wspomnianym wężem, tylko z tym klaunem. Śmieszny był dla niej na potęgę. Nie wyszła jednak na środek, bo jak stwierdziła: „przecież nie znam mamusiu żadnych sztuczek cyrkowych, nie wiedziałabym co robić” (czytaj: „psecies nie znam mamusiu zadnych stucek cylkowych”…). Doskonale ją rozumiem ;-) Cyrk i świetny plac zabaw zapewnia Małej rozrywkę na tyle, że w południe możemy wskoczyć na rowery. Cofamy się jeszcze na ścieżkę z Sianożęt w stronę Kołobrzegu, gdzie wczoraj mijałyśmy piękne widoki. Oj, warto było! Nie mogę uwierzyć, że nad Bałtykiem są tak niesamowite miejsca! Nadmorski Ekopark Wschodni (Solne Bagno) po prostu mnie zachwyca! Po jednej stronie piękne plaże, a po drugiej malownicze bagna z liliami wodnymi i ptactwem. Przy czym ścieżka rowerowa biegnie tuż przy wybrzeżu.
Naprawdę nie wiedziałam, że są tak piękne trasy nadbałtyckie w Polsce! Warto przejechać się szlakiem Bike the Baltic prowadzącym z Kołobrzegu do Ustronia Morskiego. To czysta przyjemność móc jechać z wiatrem we włosach tuż przy plaży chłonąc zapach lasu sosnowego… Wracając do Sianożęt zbaczam z nadmorskiej trasy i wjeżdżam w R10 prowadzącą przez olbrzymie tereny poradzieckiego lotniska. Mijam naprawdę ciekawe miejsca, m.in. schronohangary. Na lotnisku we wschodniej części dawnej bazy wojskowej dostrzegam 2 kultowe samoloty z dawnych czasów, będące wciąż w użytku. Jednym z nich jest AN-2, należący – jak się okazuje – do Aeroklubu Poznańskiego. Sami swoi! Wejście na wyznaczony teren lotniska z aktualnym pasem startowym jest zakazany, ale przesympatyczni panowie z Poznania: Jaś, Piotr, Wojtek i Kajetan pozwalają nam wejść z Jaśminką i przyjrzeć się z bliska doskonałemu samolotowi z lat 60.-tych. Służył on do celów gospodarczych (m.in. w Afryce rozpylano z niego truciznę przeciw szarańczy, a także opryskiwano pola). Wiek maszyny nie ma tu znaczenia, bo podobno nie stworzono od tego czasu lepszej konstrukcji niż ta. Wchodzimy z Jaśminką do kabiny pilota, obok Jaś tłumaczy nam techniczne zagadnienia związane ze sterowaniem samolotem. Na lotnisku Bagicz
można przelecieć się takim właśnie dwupłatowcem AN-2 (zwanym Antkiem). Fantastyczna przygoda. Musiałybyśmy jednak czekać na zebranie się grupki chętnych, a musimy ruszać dalej w trasę. Żegnamy to miejsce z miłym wspomnieniem chłopaków z Aeroklubu Poznańskiego, który – warto podkreślić – zajmuje czołowe miejsce w Polsce w akrobacji szybowcowej.
Wracamy i zatrzymujemy się jeszcze w Sianożętach. To mój dotychczasowy zdecydowany faworyt, jeśli chodzi o miejscowości nadmorskie. Mieścina kameralna, wyluzowana, ze specyficznym klimacikiem. Generalnie nie ma tu żadnych atrakcji, ale właśnie w tym tkwi jej największy urok. Są delikatesy „Słoneczko”, trochę czaru z dawnych lat, ładna plaża i mili ludzie (także turyści). Z miłą chęcią przyjechałabym tu na wakacje, a na tyle mi się podoba, że właśnie z tej miejscowości wysyłam pocztówki do rodziny i przyjaciół. Na dodatek z Sianożęt to rzut beretem malowniczą ścieżką rowerową do Kołobrzegu i Ustronia Morskiego. Czegóż chcieć więcej?
Suniemy dalej Bike the Baltic, idealną trasą wzdłuż wybrzeża do Ustronia Morskiego. Potem szeroką drogą asfaltową jedziemy w stronę Gąsek. Prosto pod latarnię, gdzie panuje atmosfera, której nie można porównać z żadną inną miejscowością. Tak zwana szeroko pojęta swojszczyzna. Akurat trafiamy na festyn. Autentycznie, brakuje tylko kręcących się pod nogami gęsi. Zdobywamy z Jaśminką kolejną nadbałtycką latarnię. Piękny widok na wybrzeże, wiatraki, kompleksy drewnianych domków w Gąskach… Tak, zdecydowanie lubimy tę mieścinkę! Rogowo, Sianożęty, Gąski. Mamy swoje nadmorskie typy, bez tłumów i drażniącego zgiełku. Przejeżdżamy jeszcze dzisiaj przez głośne Sarbinowo (to nie dla mnie – huk, koszmarny chaos, dzikie tłumy – zwiewać jak najdalej !) oraz Chłopy, które dołączają do grona przyjaznych miejscowości. Na koniec dnia przejeżdżamy przez Mielno, Unieście i asfaltową ścieżką rowerową trafiamy do Łaz. To malutka nadmorska mieścinka, leżąca przy jeziorze Jamno. Tu znajduje się baza wyprawy – gościnna chata wujka Andrzeja i cioci Wandy. Do Łaz przyjeżdżam każdego roku już od ponad 10 lat. Tutaj sobie miło wypoczniemy racząc się ciepłem domowego ogniska. W domku u wujostwa czeka już na nas zapas wody „Mama i ja” dostarczony przez kuriera. To niesamowite jak dba o nas Sponsor naszej wyprawy – firma Wosana. Dzięki Waszemu wsparciu wody nam na trasie z pewnością nie zabraknie! Cóż za miły gest! Doceniamy bardzo, bardzo :-)